Relacja z IX Biegu Katorżnika

TYM RAZEM TO BYŁA PRAWDZIWWA WALKA O PRZETRWANIE

W miniony weekend odbył się w Lublińcu IX Bieg Katorżnika. Tym razem organizatorzy przeszli samych siebie. Może się starzeję :) , a może to przez chorobę, którą przeszłam parę dni temu lub przez nieprzespane noce z powodu ząbkującego Bartoszka, ale w moim subiektywnym odczuciu w tym roku trasa była naprawdę  bardzo trudna i bolesna. Tym większą odczuwam satysfakcję i radość, że dałam radę i stanęłam na mecie.:) A tradycyjnie już atmosfera zawodów była fantastyczna!

Moje zmagania z trasą.
Trzynaście kilometrów przez jezioro, las, błoto, rowy, trzęsawiska, sztuczne przeszkody. Na czwartym kilometrze, po ciągłym brnięciu w wodzie, zaczęłam odczuwać ból mięśnia czworogłowego uda, ból narastał z każdym kilometrem coraz mocniej. Biegłam uderzając co jakiś czas piszczelami o pochowane w brudnej wodzie kłody i konary drzew, wpadając po szyję w zimną wodę rowów melioracyjnych i błotne bagna. Nie omieszkam wspomnieć też o moim bliskim spotkaniu z wężem na leśnej ścieżce. Nie wiem kto bardziej był przerażony, ja czy to wijące się stworzenie, ale fakt, że wówczas mocno przyśpieszyłam.:) Najgorsze jednak przyszło trzy kilometry przed metą, bo zabrakło mi „paliwa”. Przerażające jest uczucie słabnącego ciała, gdy z minuty na minutę czujesz jak opuszczają Cię fizyczne siły, gdy głowa chce a ciało nie może. I do tego masz świadomość, że znajdujesz się gdzieś pośrodku lasu, w gęstym błocie po uda, bez szansy na uzupełnienie energii. Na starcie miałam zachomikowaną w kieszeni „mega krówkę”, ale oczywiście zgubiłam ją już na początku przedzierając się przez jezioro. Oj, jak mi wówczas żal tej krówki było! W tym biegu o moim dotarciu do mety zdecydowała nie siła mięśni a ogromna siła woli, gdyż kilometr przed metą opuściły mnie już całkiem siły, nogi miałam jak z betonu, mięśnie obu ud były już całkowicie przeciążone, z braku cukru głowa już nie myślała. Stoczyłam sama ze sobą prawdziwą bitwę. Nawet nie pamiętam jak wbiegłam na metę. Miałam tylko jedną myśl: Już koniec! Udało się!

No to teraz liczby.
Efekt jest taki, że w tegorocznym biegu drużynowym Galernik Team na metę dotarłam na 103 pozycji (na 133 zawodników) z czasem 3h 13min. No cóż, wynik nie jest zadawalający. Nieco pocieszająca może być myśl, że z tym czasem, gdybym pobiegła w indywidualnym biegu kobiet, miałabym 50 pozycję. Ale akurat w tych zawodach nie zawsze chodzi o wynik. Chodzi o to, aby przebiec.

Teraz czas na wyciągnięcie właściwych wniosków, regenerację i treningi, bo już za rok jubileuszowy Bieg Katorżnika!
 

Trener Personalny Kasia Kopecka
Trener Personalny Kasia Kopecka